Jeśli masz teraz na nogach buty, zdejmij je na chwilę. Skup na nich swoją uwagę. Poruszaj palcami, spróbuj je „rozczapierzyć”, złapać nimi coś niewielkiego i podnieść z ziemi… Zatocz kilka kółek kostkami w jedną i w drugą stronę… Zamknij na chwilę oczy i odpowiedz sobie na pytanie: jak dziś czują się moje stopy?

Świadomość ciała

Jeśli faktycznie przerwałeś/aś czytanie by poczuć własne stopy – wspaniale. Pójdźmy o krok dalej. Teraz spróbuj zauważyć odczucia płynące z drugiego palca lewej stopy. Zaczyna być trochę trudniej, prawda?  
To całkiem normalne. Być może w ogóle nie jesteś w stanie poczuć pojedynczo swoich palców stóp, być może odczuwasz je jako jedność. Może też tak się zdarzyć, że masz problem by odczuwać swoje stopy w ogóle. Spieszę z wyjaśnieniem dlaczego tak się dzieje. To bardzo proste – w korze mózgowej każdy z nas ma wdrukowany tzw. obraz ciała. Można więc powiedzieć, że w Twoim mózgu istnieje portret przedstawiający całą Twoją sylwetkę. Nie jest jednak narysowany jednakową linią – te miejsca, których częściej świadomie używasz (i które częściej widzisz), są wyrysowane grubszą kreską, zaś te, na które nie zwracasz uwagi, stanowią jedynie cienką linię. Nie ma w tym nic złego – np. pianista musi szybko i sprawnie poruszać palcami, więc palce (i w ogóle dłonie) będą stanowiły ważny element jego obrazu ciała; przeciętny człowiek, nie wykonujący manualnej pracy, nie potrzebuje aż takiej świadomości swoich palców.

Możemy to bez problemu odnieść do stóp – od momentu kiedy stawiamy nasze pierwsze kroki (a czasem nawet wcześniej!) na nasze stopy nakładane są buty. Przestajemy widzieć swoje stopy i nie zwracamy uwagi na rolę, jaką pełnią nasze palce w utrzymaniu równowagi ciała. Tymczasem jest to ich główna funkcja! Nie dam sobie obciąć ręki (ani nawet palca 😉), ale obstawiam, że amputacja palców stóp jest równoznaczna z utraceniem możliwości poruszania się na dwóch nogach.

Stopy to podstawa

Być może już spotkałeś/aś się z twierdzeniem, że ogromna ilość wad postawy (a także bólów pleców) pochodzi… ze stóp. Dlaczego tak się dzieje? Wróćmy jeszcze raz do butów, które otrzymaliśmy, jak tylko zaczęliśmy chodzić. Prawdopodobnie nasze (pra)babki nie miały tych problemów co my – ponieważ produkcja butów wyglądała zgoła inaczej, a także zwyczajnie nie każdego było stać na taki luksus. Kupujemy buty wyprodukowane maszynowo, poniekąd „uniwersalne” – rozmiar nie jest dobrany optymalnie do naszej stopy, ponieważ musimy wybrać z rozmiarówki, która nie uwzględnia takich czynników jak szerokość stopy, wysokość podbicia czy długość palców… Nie mówiąc już o naszej indywidualnej budowie stopy (ale o tym innym razem… ). A teraz zastanów się, ile godzin dziennie nosisz buty – właściwie przez cały czas, który spędzasz poza domem, Twoje stopy są uwięzione w swego rodzaju klatce. I tak przez niemal całe życie. Brzmi przerażająco, prawda?

Na szczęście nasze ciała mają niesamowitą zdolność adaptacji do niemalże każdych warunków. Do butów też się przyzwyczajają, niestety często dużym kosztem. Z czasem palce zaczynają się skracać, delikatnie podwijając się pod siebie, napięcie wynikające z braku możliwości rozszerzania palców powoduje powolne zmiany kostne zwane halluksami, mięśnie się rozleniwiają i łuk stopy się obniża. Ale to nie wszystko. Przwyczajone do butów, "rozleniowione" stopy stopy nie wykonują swojej podstawowej roli – amortyzacji ciała. Do kolan, a następnie do bioder i dolnej części pleców, z każdym naszym krokiem trafia mały wstrząs. Zaczynamy więc kombinować, szukając amortyzujących butów, miękkich wkładek, odpowiedniej wysokości obcasów… A wystarczyłoby po prostu zrzucić buty na kilka chwil każdego dnia.

Chodzenie boso – antidotum na wszystko?

Wydawałoby się więc, że chodzenie boso jest lekiem na całe zło – schorzenia stóp, bóle kolan, nieprawidłową postawę… Dlaczego więc żaden lekarz tego nie zaleca? Niestety medycyna akademicka skupia się na skutkach, nie biorąc pod uwagę przyczyny powstania problemu. Chodzenie boso nie jest też cudowną pigułką – nie wystarczy przez dwa dni pochodzić boso po trawie, by móc wyrzucić wkładki ortopedyczne, czy cofnąć zmiany kostne, na które pracowaliśmy latami. Nie traktuj więc chodzenia boso jako środka do celu, jakim jest rozwiązanie problemów – spróbuj zrobić to dla samej przyjemności chodzenia boso. Doświadczaj. Sprawdzaj na sobie. Ucz się na nowo swojego ciała.

Jak zacząć?

Lato to idealny moment na bose spacery! Zdaję sobie jednak sprawę, że chodzenie bez butów po leśnej ścieżce może stanowić nie lada wyzwanie dla początkującego. Zacznij od miękkiego podłoża – chyba każdy z nas lubi chodzić po piasku. Tak samo przyjemne jest chodzenie po miękkiej trawie. Nie zmuszaj się by chodzić bez butów długie dystanse, zwłaszcza jeśli do tej pory nosiłeś/aś amortyzujące obuwie o grubej podeszwie. Pierwsze razy mogą być nieprzyjemne. Po kilku razach zaczniesz jednak czerpać radość z możliwości poruszania palcami, zaczniesz odczuwać jak pracuje cała stopa, zauważysz jak się rozluźnia… Po dłuższym czasie być może wręcz odniesiesz wrażenie, że jest większa i nawet faktycznie może się tak stać. Jednak to nie stopa rośnie, to mięśnie wreszcie się rozluźniają i widzisz faktyczny rozmiar swojej stopy.

Dobrze też zwrócić uwagę na odpowiednią technikę chodzenia boso. Wystarczy przejść się bez butów po mieszkaniu – jeśli w całym domu słychać mocne uderzenia, chodzenie boso – paradoksalnie – może przysporzyć więcej szkód niż korzyści, ponieważ taki odgłos świadczy o braku amortyzacji. Nasz chód powinien być lekki i cichy. Jeśli taki nie jest, nie panikuj. Zacznij chodzić boso po kilkanaście kroków z pełną uważnością i świadomością – zwracając uwagę na pracę stopy, świadomie amortyzując chód. Możesz spróbować stawiać stopy na różne sposoby i obserwować różnice w odczuciach i pracy stóp. Ważna tutaj też jest praca mięśni dna miednicy i mieśni posturalnych – we wzmocnieniu tych mięśni pomóc może, oczywiście, joga. Po pewnym czasie chodzenie boso stanie się naturalne – wtedy możesz częściej uwalniać stopy i cieszyć się swobodą ruchów.