Dlaczego La Palma?
Tak naprawdę decyzję o przeprowadzce na La Palmę podjęliśmy dawno temu. Wiedzieliśmy, że pewnego dnia stworzymy nasz dom na odległej wyspie właściwie zanim jeszcze zamieszkaliśmy razem. Na początku naszego związku rozmawialiśmy o miejscach, w których chcemy żyć i wyszło nam, że La Palma najlepiej spełnia wszystkie nasze wymogi.
Po pierwsze – wyspa 🏝. Kilka lat temu, kiedy jeszcze żadnemu z nas się nie śniło, że się poznamy, Paul poczuł potrzebę samotnej wyprawy z plecakiem z dala od cywilizacji. Kiedy przyszło do wyboru destynacji, padło na Azory – niewielki archipelag rzucony pośrodku Oceanu Atlantyckiego, gdzieś pomiędzy Europą a Ameryką, należący administracyjnie do Portugalii. Poświęcił niemało czasu na kompletowanie sprzętu i przygotowania, by wreszcie spędzić samotne 3 tygodnie przemierzając pieszo górzyste wyspy 🚶♂️🌄. Wyprawa ta wiele go nauczyła, przede wszystkim jednak docenił spokój i piękno wysp. Plan zamieszkania kiedyś na wyspie powoli zaczął kiełkować w jego głowie.
Po drugie – klimat. Kiedy zmieniliśmy dietę (znów! Zanim się poznaliśmy…) stało się jasne, że polski klimat nie jest zbyt sprzyjający. Nie chodzi nawet o panujące zimno, bo przed tym chronią przecież ubrania czy kaloryfery… Niestety jakość owoców w Polsce przez większość roku dalece odbiega od tego, co chcielibyśmy jeść. No ale powiedzmy, że zimę jakoś daje się przeżyć na drogich importowanych owocach egzotycznych 🥭🍌🥑. Prawdziwy problem pojawia się jednak wówczas, kiedy chcemy stworzyć ogród, który będzie nas karmił przez cały rok i zapewni nam niezależność od sklepów. W Polsce, jedząc głównie na surowo, jest to bardzo trudne. Nie chcę mówić „niemożliwe”, bo może ktoś tak żyje… Ale dla nas perspektywa jedzenia przez całą zimę wyłącznie jabłek, dyni i kiszonek nie jest zbyt zachęcająca 🙅♀️. Chcieliśmy żyć w miejscu, gdzie przez cały rok możemy mieć dostęp do sezonowych, świeżych, dojrzałych owoców, do świeżej sałaty wychodowanej w naszym ogrodzie a nie w szklarniach na sztucznym podłożu. Chcieliśmy żyć w klimacie, gdzie przez cały rok możemy zapewnić sobie odpowiednią podaż witamy D bez potrzeby jej suplementowania 🌞.
Po trzecie – Europa. Wyprowadzka na drugi koniec świata wydaje się bardzo kusząca i łatwa: wystarczy się spakować, kupić bilet lotniczy i dotrzeć na miejsce 💁♀️. W rzeczywistości jednak inaczej ma się sprawa w przypadku pobytów turystycznych, nie mogących zazwyczaj przekraczać 6 miesięcy, a inaczej w przypadku dłuższych pobytów, zwłaszcza jeśli chce się kupić dom lub ziemię pod jego budowę. W Europie wszystkie te formalności dla nas – jako obywateli Unii – są o wiele prostsze. Sprawę ułatwia dodatkowo fakt, że mówię biegle po hiszpańsku, więc język nie stanowi żadnej bariery, a i urzędnicy zwykle patrzą na nas dzięki temu łaskawszym okiem 🗣👍.
Po czwarte – klimat raz jeszcze. Oczywiście wszystko jest do przeskoczenia i nie ma problemów bez rozwiązania (chyba). Gdybyśmy bardzo chcieli, na pewno udałoby nam się zamieszkać w Azji lub Ameryce Południowej. Nas jednak najbardziej pociągał klimat… umiarkowanie ciepły. To znaczy taki, gdzie upał nie będzie nazbyt dokuczliwy i uniemożliwiający pracę w polu za dnia ⛅. Na dodatek taki, gdzie nie będzie zbyt sucho 💦 – bez wody nie ma mowy o niezależności – ani zbyt deszczowo, bo tropikalne ulewy też nie ułatwiają uprawiania przydomowego ogródka 🙅♀️🚿. Czyli ma być ciepło (ale niezbyt upalnie), raczej stabilnie przez cały rok, z opadami deszczu – ale bez tropikalnych ulew.
No i wyszło nam na to, że wszystkie te wymogi spełnia jedynie… La Palma. I to nie cała wyspa, ale jej północno-zachodnia część – zielona, nieco wietrzna, latem ciepła, zimą nieco chłodniejsza (ale wciąż zapewniająca przyjemny klimat) i wilgotna. Słynie też z największej ilości permakultur czy gospodarstw ekologicznych. Na dodatek region, który wybraliśmy – Garafía – jest najbardziej dziką i mało zaludnioną gminą na wyspie 😍🌱.
Skąd jednak ten pośpiech? Otóż prawda jest taka, że choć wiedzieliśmy, gdzie chcemy mieszkać, nie spieszyliśmy się z realizacją naszego planu. Było dobrze tak, jak było – ja w Lublinie miałam moje studio jogi, w które wkładałam bardzo dużo energii, i którego nie chciałam zamykać, wynajmowaliśmy przyjemne mieszkanie w spokojnej okolicy nieopodal lasu, do którego chodziliśmy na spacery, na weekend zawsze mogliśmy pojechać na wieś, do domu po dziadkach… Snuliśmy plany, odkładaliśmy pieniądze, ale nasze marzenia nie stawały się w żaden sposób bardziej realne niż wtedy, kiedy po raz pierwszy wypowiedzieliśmy je na głos.
Wszystko jednak zmieniło się kiedy w marcu utknęliśmy na Sri Lance podczas światowego lockdownu. To był dla nas „wake up call” – przypominajka od świata, że nic nie jest pewne, że nie przewidzimy tego, co stanie się jutro. Skoro więc wiemy, gdzie chcemy mieszkać – po co czekać? Nie mogliśmy pozwolić sobie na kupno nieruchomości na wyspie, ale skoro w Polsce też płacimy za wynajem – dlaczego by nie płacić za wynajem w miejscu, gdzie chcemy docelowo się znaleźć…🤔? I od razu po powrocie do Polski podjęliśmy działania mające nas przygotować do wyjazdu. Zrezygnowaliśmy z mieszkania i przeprowadziliśmy się na wieś, żeby przez te kilka miesięcy zaoszczędzić. Z ciężkim sercem zamknęłam studio jogi – ale tak naprawdę i tak musiałabym to zrobić ze względu na absurdalne przepisy nie pozwalające mi pracować i sprawiające, że moja firma generowała tylko straty 😥. Powoli załatwialiśmy wszystkie formalności, orientowaliśmy się w przepisach, przeglądaliśmy oferty domów na wynajem na La Palmie. Oboje uznaliśmy, że samoloty nie są pewnym środkiem transportu i na dodatek niezbyt przyjaznym kotom… Więc wybraliśmy podróż autem 🚗 -> 🚢. Kupiliśmy bilet na prom, zaplanowaliśmy trasę i postoje ⛺. Wszystko nabierało coraz wyraźniejszego kształtu i stawało się wreszcie realne. Cała przeprowadzka mocno nas stresowała z jednej strony, ale z drugiej bardzo się cieszyliśmy na myśl, że kolejną zimę spędzimy w cieplejszym klimacie. Nie chcieliśmy za dużo mówić publicznie o naszych planach, bo wątpliwość „czy nie zamkną nam granic” nie odpuszczała… 😨
A jednak się udało. Przejechaliśmy prawie 4 tysiące kilometrów, przepłynęliśmy kolejny tysiąc, znaleźliśmy dom na wynajem a obecnie mierzymy się z hiszpańską biurokracją. I wreszcie jemy lokalnie – niecałe 2 km od naszego domu ma swoją siedzibę miejscowa kooperatywa rolnicza, gdzie można kupić ekologiczne warzywa i owoce 🥭🥑🍌🍊🍈. Kiedy tam weszłam po raz pierwszy i zobaczyłam skrzynki pełne dojrzałych melonów i niezasłonięte uśmiechy osób prowadzących to przedsięwzięcie poczułam, że naprawdę jesteśmy w dobrym miejscu 🤩.
Oprócz swojego optymalnego (w naszym odczuciu) klimatu i przynależności do UE, La Palma ma do zaoferowania o wiele więcej. Jest to wyspa pochodzenia wulkanicznego o górzystym ukształtowaniu, która zapewni rozrywkę każdemu – i amatorowi gór, i wielbicielowi plażingu, i osobom zainteresowanym archeologią czy… astronomią.
Góry 🌄. Najwyższą górą La Palmy jest szczyt Roque de los Muchachos o wysokości 2 426 mnpm, jednak to nie jedyne miejsce, gdzie można wybrać się na wędrówkę. Cała wyspa usiana jest wulkanami i górami i obfituje w piesze szlaki wędrowne 🚶♀️🚶♂️.
Plaże 🌊. Na wyspie znajduje się wiele plaż – niektóre piaszczyste i dostępne prosto z ulicy, inne dzikie lub na wpół dzikie, do których trzeba zejść wąską ścieżką. Wśród plaż dzikich i półdzikich też znajdziemy te piaszczyste, przeważają jednak kamieniste lub kamieniste z piaszczystym brzegiem. Te kamieniste plaże też mają swój urok – można tam znaleźć zamiast muszelek kryształy – głównie oliwin i obsydian. Oprócz typowych plaż, na La Palmie są również naturalne skalne baseny, gdzie fale nie przeszkadzają podczas leniwego pływania a słońce ogrzewa wodę.
Archeologia 🔍. Na wyspie (1 kilometr od naszego domu!) znajduje się muzeum i park La Zarza utworzone w miejscu mocy rdzennych mieszkańców. Można tam zapoznać się z historią pierwszych mieszkańców wyspy oraz obejrzeć petroglify 🌀(spiralne wzory), które drążyli w skałach. Najwięcej petroglifów zostało znalezionych właśnie w Garafíi, gdzie ze względu na najbardziej sprzyjający klimat autochtoni zamieszkiwali jaskinie i budowali domy z wulkanicznych skał. Spirala stała się znakiem rozpoznawczym Garafíi i można spotkać ten motyw dosłownie wszędzie.
Astronomia 🔭. Na wspomnianym już przeze mnie Roque de los Muchachos znajduje się obserwatorium astronomiczne (widzimy je z naszego ogródka!) zaopatrzone w jedne z najlepszych urządzeń astronomicznych na świecie. Znajduje się tu Wielki Teleskop Kanaryjski, który jest największym teleskopem świata (!) pracującym w zakresie światła widzialnego i podczerwieni.
Jak widać, na La Palmie nie można się nudzić. Targi pełne kolorowego rękodzieła i równie kolorowych, pachnących owoców, różnorodne plaże, górskie ścieżki, całkowicie odmienne krajobrazy – od pustynnego, gorącego południa po zieloną, wilgotną północ… To wszystko zachwyca i daje poczucie znalezienia się w małym raju na ziemi 🤩. My czujemy się tu wspaniale i nawet pewne niedogodności jak paczki wędrujące do nas tygodniami z kontynentu czy niespieszne tempo pracy urzędników nie wytrącają nas z równowagi, wręcz przeciwnie – dostrajamy się do tego powolnego, świadomego życia, do tej celebracji chwili i zadowolenia z tu i teraz 😌.
Użyte zdjęcia:
Zdjęcie główne Pixabay
Zdjęcie petroglifu strona Garafia lo natural
Pozostałe zdjęcia własne
Podobał Ci się ten artykuł? To udostępnij! 👇